Życie :(

 

Eh, życie...

 


Idę sobie w sobotnie popołudnie skąpaną w słońcu ulicą mojego osiedla, pies na smyczy radośnie obwąchuje prażące się na trawnikach kupy, a w moją stronę, nie zważając na ukradkowe spojrzenia mężów zaopatrzonych w żony, podąża grupa gimnazjalistek. Młode, frywolnie ubrane, promieniują radością niczym Maria Curie-Skłodowska, terkoczą do siebie o nowych instach i snapach. W pewnym momencie zauważają mnie, skromnego mężczyznę melancholijnie zapatrzonego na psa oddającego mocz na hydrant i gdy wydaje się, że nasze planety nie są na kursie kolizyjnym, że ominą mnie niczym premia w pracy, po cichu i bez fajerwerków, jedna z nich spogląda na mnie dwuznacznie, trzepocze rzęsami niczym kondor szykujący się do lotu i rzuca na cały regulator:

- Jaki przystojny! - jej słowa nie brzmią jak cymbał brzmiący, ani jak miedź brzęcząca, brzmią jak młodość, która wydawała się być już wspomnieniem jak deszcz na bebzonie, jak ostatnie minuty kolacji.

Słysząc to wypinam klatę, ściskam bicepsy, odwracam głowę lepszym profilem do nich i wtedy słyszę to, czego nie chciałem usłyszeć, a usłyszałem - Pies oczywiście! - dodaje bowiem ona, wybucha perlistym śmiechem i pławiąc się w rozbawieniu koleżanek odchodzi w swoją stronę, bo najlepsze przed nią, a ja głaszczę delikatnie mojego czworonożnego przyjaciela po karku i jestem trochę z niego dumny. Nie każdy ma to szczęście mieć przystojnego psa.